Public Comprehensive School of the Strug Valley
in Chmielnik
Życzenia świąteczne



Bieszczadkie Anioły 08

Tego roku miałam okazję po raz pierwszy uczestniczyć w koncercie Bieszczadzkie Anioły, na którym starsi koledzy bywają, rzec by można, już od lat.

Jak co roku przed koncertem udają się na wędrówkę po Bieszczadach, więc i tym razem, podtrzymując tradycje, udaliśmy się by zdobyć Połoninę Caryńską.
Piękne widoki i wspaniała przyroda na długo zapewne utkwią w naszej pamięci. Mimo napiętego planu i braku czasu znalazła się również chwilka na kąpiel w górskim strumyku i degustację miejscowych wędzonych serów. Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799101904220286721



Bieszczadzkie Anioły 2007

7 Festiwal Sztuk Różnych Bieszczadzkie Anioły.

Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799104141701156033



Przyroda + Muzyka SDM-u = Odskocznia od codzienności

Emocje były duże, czuliśmy, że „do gwiazd jest bliżej niż krok”.

Lasu szum, piękny śpiew i dolinka pośród drzew... Wszystko to przypomina mi koncert pt.: Bieszczadzkie Anioły, w którym miałam przyjemność uczestniczyć 12 sierpnia br. W słoneczny, sobotni poranek z grupką z naszej szkoły wyruszyliśmy na poszukiwanie nowych wrażeń.

Koncert poprzedziliśmy spacerem na najwyższy szczyt Bieszczadów - Tarnicę. Szlak naszej wędrówki nie był jednolity – czasami było błotko, duże i małe kamienie, leśne ścieżki i całkiem wysokie ziemne stopnie. Jednakże trudy dotarcia do celu z pewnością rekompensowały nam niesamowite widoki, które mogliśmy podziwiać. Człowiek w takich miejscach zapomina o problemach i po prostu cieszy się życiem i otaczającym go pięknem świata.

Następnie udaliśmy się do Dołżycy koło Cisnej, gdzie miał się odbyć koncert Starego Dobrego Małżeństwa. Występ poprzedziły prezentacje muzyczne różnych grup wokalnych. Kiedy w końcu SDM pojawiło się na scenie publiczność nie kryła swojej euforii. Nie ma się czemu dziwić – teksty utworów są oryginalne, ciekawe, przepełnione uczuciowością i nutką tęsknoty za tym, co przeminęło; a w połączeniu z piękną, melodyjną muzyką dają świetny efekt.

Emocje były duże, czuliśmy, że „do gwiazd jest bliżej niż krok”. Śpiewaliśmy znane piosenki tego zespołu kołysząc się w takt muzyki, którą echo roznosiło po całych Bieszczadach.

To było dla nas niezapomniane przeżycie. Warto jest czasami odciąć się chociaż na chwilę od codzienności i spędzić trochę czasu na łonie natury, gdzie oprócz refleksyjnej muzyki można usłyszeć głos własnego, nigdzie się nie śpieszącego serca.

Na kolejny koncert zapraszamy za rok. Naprawdę warto!



Quartet Klezmers Trio

Koncert odbył się w Dubiecku. W urokliwej scenerii i półmroku klezmerskie utwory w oryginalnym języku idisz, w wykonaniu Quartetu Klezmers Trio brzmiały niesamowicie. Coś dla ludzi którym „pop-chałtura” nie wystarcza. Gorąco polecam!
Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799107287427885409



Bieszczadzkie Anioły 2005

24,5 godziny z wakacji Czyli co można przeżyć między 7:00, a 7:30

Jest 13 sierpnia, sobota, siódma rano do mojego domu wpada nasza ekipa i pierwsze pytanie jakie usłyszałam to: "Mariola, jedziesz z nami na koncert SDM’u? Na wpółprzytomna zgodziłam się nie bardzo wiedząc na co.

Nie przypuszczałam, że czeka mnie 24,5 godziny niezapomnianych wrażeń. Tak jak mówi jedna z piosenek SDM’u "krok swój (dwa samochody) skierowaliśmy do Górnej Wetliny". Podróż zleciała szybko, a im bliżej celu, tym więcej otaczało nas "wariatów" takich jak my (kilku dosiadło się nawet do naszych samochodów, więc zrobiło się ciasno), jadących kilkaset kilometrów by wysłuchać paru piosenek. Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że do koncertu jest jeszcze trochę czasu i mieliśmy do wyboru czekać lub iść choć na chwilę w góry. Czas pozwolił nam odwiedzić jedynie Małą i Wielką Rawkę. Na szlaku spotkałam bardzo sympatycznego Piotrusia, którego musiałam nieść na rękach. O 18 byliśmy już z powrotem na dole - czyli w Górnej Wetlinie. Mimo iż padał deszcz na miejsce koncertu napływały tłumy. Zajęliśmy miejsca (około 400 cm2 na osobę) i z niecierpliwością czekaliśmy na dalsze atrakcje. Na początek mieliśmy okazje posłuchać amatorów, którzy wypadli naprawdę nieźle. Już około 20 tej na scenie pojawiły się profesjonalne zespoły min: Bohema i Czerwony Tulipan. Chciałabym wspomnieć o niezwykłym gitarzyście z zespołu Bohema, jego gra tak mnie zafascynowała, że na chwilę zatraciłam poczucie czasu. Kiedy na scenie pojawiło się SDM publiczność zaczęła szaleć (było już sporo po 1 w nocy) wszystkich poniosły wspaniałe rytmy muzyki. Były i takie momenty, kiedy publiczność sama zaczęła śpiewać, a ku mojemu zdziwieniu słuchający znali wszystkie utwory. Koncert zakończył się po 3 trzeciej nad ranem ale czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Kiedy wracaliśmy zabraliśmy ze sobą pewnego niezwykłego Stopowicza (była czwarta nad ranem), który jak wyznał postanowił wstąpić na parę minut w Tatry i wejść na Rysy w drodze do Katowic. Gdy wróciliśmy była 7.30 i właśnie "wstawał nowy dzień ".

Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799109325086055745



Sylwestrowy zawrót głowy :)

Jest sylwestrowy piątek (całe szczęście nie 13 :P), godzina 18 minut 5. W korytarzu i sali jadalnej krzątają się pięknie ustrojone dziewczęta uzupełniając braki na stole. W sali baletowej na ławce siedzą ubrani w garnitury panowie. Jeszcze tylko moment i rozpocznie się długo oczekiwana impreza. Wszyscy stają w kółku w celu zapoznania się z innymi i nagle pada hasło: „Poloneza czas zacząć!” Z głośnika wydobywa się muzyka i pary ruszają w wir tańca.
Tak 31 grudnia 2004 roku rozpoczął się bal sylwestrowy w naszej szkole. Nie brakowało nam muzyki, a strudzeni tańcem mogli się posilić przy suto zastawionych stołach. Około godziny 23.00 wszyscy uczestnicy zabawy załadowali się do samochodów i udali się do Rzeszowa na Mszę świętą, coby nowy rok rozpocząć z Bożym błogosławieństwem. Po powrocie do szkoły, zziębnięci przenieśliśmy imprezę do kuchni, gdzie rozgrzaliśmy się popijając barszczyk, przegryzając paluszki i żartując sobie :). Gdy uznaliśmy że nasze ciała uzyskały już odpowiednią temperaturę, po raz kolejny ruszyliśmy w tany, a ci którzy na tany nie mieli już ochoty zasiedli za stołami i żartowali z siebie nawzajem do białego rana. Finałem zabawy było sprzątanie a gwoździem programu Błażej ścierający sale mopem :). Do domów udaliśmy się około godziny 7.00.
Mi osobiście się bardzo podobało i myślę że każdy kto lubi ciepłą atmosferę i taniec znalazłby na naszym balu coś dla siebie. Mam nadzieję ze w przyszłym roku tez uda mi się świętować początek nowego roku na balu sylwestrowym w SGDS i SLODS :).

Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799111267537160641



Witaj Pierwsza Klaso

Kolejny wrzesień - kolejni nowi uczniowie...
Trzeba Ich przywitać :).

Nasze bale stały się już niemal tradycją - niezmiennie od 6 lat w ten jakże uroczysty i jednocześnie pełen wspaniałej zabawy sposób zaczynamy nowy rok szkolny.

Oczywiście nie zabrakło także naszych kochanych wodzirejów, którzy, jak zawsze troszczyli się o to, by impreza ta była niezapomniana i jedyna w swoim rodzaju. Fryzury gotowe, kreacje galowe... - Polonezem czas zacząć!

Więcej zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799114076306796097



Rowerem na Mazury

Zaczęły się wakacje, niosące wraz z sobą dwa miesiące wolnego czasu. Nie sztuką jest spędzenie wakacji przed ekranem telewizora ze szklanką lemoniady i powiedzeniem, że się odpoczywa, ale podjęcie wyzwania niosącego ze sobą mnóstwo wrażeń i przygód. Wyzwania jakie podjęła się nasza dziewięcioosobowa grupa. Pierwsze dni wakacji spędziliśmy na rowerach. Obraliśmy sobie bardzo szczytny cel – „Chcemy dojechać na Mazury!”. Oto krótki przebieg naszej rowerowej wyprawy.

Nasza trasa
Wyruszyliśmy na spotkanie z przygodą, nie zabierając ze sobą ani kompasu ani namiotów, za to znalazło się miejsce dla gitary, którą poprzedniego wieczoru intensywnie naprawialiśmy używając młotka i obcęgów. Jechaliśmy przed siebie, czasem pomagając sobie mapą. Pogoda w ciągu dnia była słoneczna, więc na pierwszy nocleg wybraliśmy całkiem miłą polanę koło starej gorzelni w okolicach Rudy Różanieckiej. Po znalezieniu odpowiedniego miejsca rozłożyliśmy nasze plandeki, na których ułożyliśmy śpiwory. Przy blasku ogniska zjedliśmy kolację a po niej kilku śmiałków wybrało się do pobliskiego jeziorka na nocną kąpiel. Podczas snu zaskoczył nas deszcz. Ach! Strugi wody lejące się po plecach do śpiworów były bardzo wszędobylskie. Penetrowały najbardziej suche miejsca. Wszyscy zerwali się na równe nogi, próbując się jakoś schować przed deszczem. (foto:https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799131598547802481)
2.07.2004 – piątek Z samego rana, po deszczowej nocy rozpoczęło się wielkie suszenie mokrych ubrań, butów, śpiworów, a nawet banknotów. Gdy już trochę wyschliśmy ruszyliśmy w dalszą drogę. Byliśmy zmęczeni po niezbyt przespanej nocy. Każdy kto chociaż raz był na rowerowej wyprawie wie, że jazda drugiego dnia bywa trochę bolesna. Wszyscy, którym mało było wody skorzystali ze słońca i napotkanej rzeczki (Tanwi). Tego dnia zmęczenie dawało się we znaki. Odpoczywaliśmy wszędzie, gdzie się dało. Jednym z miejsc odpoczynku był wielki pień drzewa przy drodze. Następnie odpoczywaliśmy jedząc truskawki. Wieczorem jechało nam się trochę lżej, a to dlatego, że pozbyliśmy się zbędnego ciężaru zalegającego nasze sumienia. Kto miał potrzebę wyspowiadał się w pobliskim kościele (pierwszy piątek), a po Komunii wszyscy otrzymaliśmy specjalne błogosławieństwo na drogę. Po ostatniej mokrej nocy, szukaliśmy czegoś suchego z zadaszeniem. Tym razem spaliśmy w świetlicy OSP niedaleko Tyszowiec. W pobliskim sklepie ochotnicy (niekoniecznie strażacy) gasili pragnienie do późnych godzin nocnych i od bardzo wczesnego ranka – my piliśmy mleko.
3.07.2004 – sobota Kolejny dzień był również słoneczny więc zwiedzanie ruin zamku w Kryłowie było niezłą frajdą. Na wyspie na Bugu znajdują się ruiny potężnej fortecy, a kilka kilometrów dalej Horodło – historyczne miejsce. Po drodze napotkaliśmy ogromne drzewo pełne dojrzałych jagód. Właściciela nie było w pobliżu, więc trochę się rozgościliśmy. Ten posiłek bardzo podbudował nasze siły. Naszym kolejnym noclegiem była stodoła u gospodarza w Mościskach, u którego rok temu niektóre osoby z naszej grupy miały przyjemność nocować. Na belce w stodole znaleźliśmy zostawione rok wcześniej spodenki. (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799135614373436689)
4.07.2004 – niedziela Wcześnie rano ruszyliśmy dalej, a po drodze pojechaliśmy do kościoła na Mszę św. w Dorochusku. W ciągu dnia minęliśmy wycieczkę rowerową, która jechała z Włodawy do Budapesztu. Popołudnie spędziliśmy nad jeziorem Białym. Słońce świeciło na tyle mocno, że śmiało można było wejść do wody mimo niskiej temperatury i silnego wiatru. Aby uczcić niedzielę pojechaliśmy mimo skromnych funduszy na pizzę. Bardzo szybko zapadł zmrok więc szukaliśmy miejsca na nocleg. Trafiliśmy do sołtysa w Dorohusku nieopodal ukraińskiej granicy. Zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci. A spanie w stodole na sianie było rewelacyjne. (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799137756774048641, poniedziałek:https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799195834127182289)
6.07.2004 – wtorek Rano ruszyliśmy dalej. Byliśmy coraz bliżej celu. Już tak daleko jesteśmy od domów! Aby w dalszym ciągu trzymać się wschodniej granicy Polski przeprawiliśmy się „promem” na drugą stronę Bugu w miejscowości Niemirów. Po południu znaleźliśmy dobre miejsce nad Bugiem na rozpalenie ogniska. Zbliżał się wieczór i szukaliśmy miejsca do spania. Była to kolejna stodoła. Gospodarzami byli Białorusini. (foto:https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799198169252240401)
7.07.2004 – środa No i dalej w drogę. Ten dzień, jak i poprzednie był pełen wrażeń. Mieliśmy okazję bycia na prawosławnej procesji odpustowej w Hajnówce. Później przejeżdżaliśmy przez Białowieski Park Narodowy, gdzie delegacja naszej grupy robiła zdjęcia zwierzętom w zagrodzie. Ale nic wcześniej nie wywołało u nas tyle radości co napotkana piekarnia koło Michałowa. Byliśmy tacy zadowoleni jak gdybyśmy trafili na żyłę złota. Jak co wieczór szukaliśmy noclegu. Było już bardzo późno i wszyscy myśleliśmy, że nic już nie znajdziemy. A jednak... Przyjęło nas młode i miłe małżeństwo. (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799199593403980465)
8.07.2004 – czwartek. Po porannym napompowaniu kół w rowerach ruszyliśmy z mocnym postanowieniem dotarcia tego dnia do Augustowa. Po krótkim postoju w stolicy Podlasia i schłodzeniu się w miejskich fontannach ruszyliśmy bardzo ruchliwą drogą na północ. Zaraz za miastem rozłożyliśmy się obozem nad czystą rzeką Supraśl. Słońce dogrzewało a jednak woda była chłodna, a mimo to znaleźli się amatorzy kąpieli. Po postoju postanowiliśmy zmienić trasę, ponieważ była zbyt niebezpieczna ze względu na przejeżdżające tiry. Nowa droga była mniej ruchliwa, ale za to podróż nam się wydłużyła. Jechaliśmy przez Puszczę Knuszyńską i wtedy okazało się, że nie jesteśmy jedynymi zwariowanymi wędrowcami. Spotkaliśmy Pawla Habesza – Czecha, który przewędrował Rosję, Ukrainę i Białoruś. Ten miły włóczęga miał problemy na granicach, ponieważ przepisy celne nie uwzględniają pieszych wędrowców. Jechaliśmy do późna i koło północy zmęczeni zasnęliśmy na pobliskiej łące. Tym razem pod gwiazdami bez atmosferycznych niespodzianek. (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799200961424055857)
9.07.2004 – piątek. Rano obudził nas właściciel łąki pan Michalczyk, miał pretensje, że nie przyszliśmy na noc do stodoły, ale pomógł nam w zdobyciu mleka i zapraszał na przyszłość. Koło południa dotarliśmy do puszczy, gdy przez nią jechaliśmy widzieliśmy połyskujące tafle jezior. My wybraliśmy jezioro w Studzienicznej i tu zostaliśmy na cztery dni. Jeszcze tego samego dnia wypożyczyliśmy dwie łodzie i mimo wysokich fal ruszyliśmy na jezioro zaopatrzeni w kapoki. Chwilami wiało naprawdę mocno i wiatr znosił nas w szuwary, a pod koniec zerwała się burza i zaczęło padać. Byliśmy mokrzy od deszczu i od bryzgających fal. Wieczorem w puszczy znaleźliśmy coś w rodzaju domu i kolacja przeciągnęła się długo po północy (dzięki temu mogliśmy zjeść boczek, na który długo czekaliśmy). (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799202543201640753)
10.07.2004 – sobota. Rano nasi nauczyciele pojechali po bilety i mimo tego, że zostało nam niewiele kasy postanowiliśmy zostać dwa dni. Wybraliśmy się rowerami dookoła jeziora i tam skutecznie skracaliśmy drogę, że Damian zginął nam w lesie. Skorzystaliśmy z kilku godzin słońca i czystej wody. Wieczorem wróciliśmy do naszego „pensjonatu”. Sytuacja finansowa spowodowała, że doceniliśmy chleb i owoce leśne (poziomki, borówki, grzyby). (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799207519941117521)
11.07.2004 – niedziela. Po niedzielnej Mszy św. i świątecznej czekoladzie (to był nasz skromny obiad) udaliśmy się na przedpołudniową drzemkę. Dopiero późnym popołudniem rozpogodziło się i postanowiliśmy wykorzystać ostatnie chwile słońca – tym razem nad Jeziorem Białym w Przewięźli koło Augustowa. Potem był podwieczorek borówkowo - poziomkowy, sprzątanie obozowiska i spanie. Chłopcy udali się jeszcze na nocną kąpiel (Łukasz nie utonął). (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799208964258995729)
12.07.2004 – poniedziałek. Pobudka o 5:30 i 5 km przez puszczę do Augustowa. Przygotowaliśmy rowery do transportu i szybka akcja załadunkowa do pociągu. Dotarliśmy do domów z przesiadkami w Warszawie i Lublinie. Przesiadki były popisem naszej sprawności., bywało, że mieliśmy na przesiadkę 3 minuty. Czas w pociągu spędziliśmy na śpiewaniu. Niektóre piosenki po drobnych przeróbkach stały się naszymi hymnami. Po 13 godzinach podróży rozjechaliśmy się do domów żegnając się bardzo romantycznie. Pa pa. (foto: https://plus.google.com/u/0/photos/114445228088649949747/albums/5799210454960208001)



Daj się złowić w sieć Miłości!



Copyright © 2005
by Public Comprehensive School of the Strug Valley in Chmielnik
All rights reserved.